czyli tłumiony śmiech, naga rozpacz,
i ulubiona końcówka filmu
.
Zdarzały Wam się w życiu takie chwile, w których napotykaliście przypadkowe i niespodziewane momenty nieskrepowanych, i nieocenzurowanych emocji na twarzach obcych ludzi?
Dzieci, od małego uczone powściągliwości i tłamszenia uczuć - z wiekiem coraz rzadziej pozwalają sobie na taką spontaniczność.
bądź cicho, nie przeszkadzaj, nie tak głośno, nie skacz, nie śmiej się, nie rycz, nie przy ludziach, nie odzywaj się, dzieci i ryby.
Z czasem zapominamy jak to jest się głośno roześmiać lub rozpłakać, rozczulająco się wzruszyć, odważnie zaprotestować, wyrazić jawne oburzenie, złość, gniew lub płacz.
Niekiedy gorset konwenansów, tak mocno w nas wrasta, że nawet w zaciszu domowym i na osobności - nie umiemy już wyrażać swoich uczuć, a nawet nie pozwalamy sobie do nich dotrzeć.
Tym samym - nie doznajemy także związanej z tym ulgi.
Ulgi nieskrepowanego śmiechu, smutku, płaczu, rozpaczy, wzruszeń, wdzięczności, radości, ale i wściekłości, furii, gniewu, oburzenia, bezradności. Podskakiwania ze szczęścia.
Twarze nam kamienieją, albo przybierają maski.
(..)
Mam w pamięci kilka takich scen, w których przypadkowo spotykani ludzie nie umieli ukryć swoich uczuć.
Mówię teraz o napotkanych nieznajomych i o sytuacjach publicznych, w których te osoby przebywały solo.
Każda z nich wryła mi się w pamięć.
Niedawno byłam świadkiem pewnego zdarzenia w chicagowskim metrze, które na cały dzień poprawiło mi humor.
Metro, wiecie.
Sytuacje w transporcie publicznym, (nieważne czy to metro, pociąg, autobus czy tramwaj), są do siebie nieco podobne.
Ludzie podróżują;
w rutynie, w amoku, w smutku, lub w nadziei.
Jadą do pracy, do rodziny, w sprawach niecierpiących zwłoki, załatwić sprawunki, albo żeby się gdzieś zabrać, uciec, zresetować.
Obojętnie.
Widujesz twarze zamyślone, osowiałe, zagapione w okna.
Najczęściej jednak zagapione w telefon. Często ze słuchawkami na uszach. Rzadziej z książką.
No to sobie jedziemy.
Każdy we własnej głowie. Chyba żeby z kimś, to wtedy trochę inaczej.
Ale w tym tekście chodzi mi o obce buzie w sytuacjach samotnych.
Jadę i ja.
Patrzę przed siebie, w okno. Ale w oknie odbija mi się pewna męska twarz, także w to okno zapatrzona. Przykuła ona moją uwagę.
Bo chociaż samotna, to jakby z kimś w myślach rozmawiała.
Buzia tego faceta była mega plastyczna, wyrazista i komunikatywna. Mięśnie jego twarzy zaczęły drżeć; przez sekundę myślałam, że może jest on z kimś na telefonie, poprzez jakiś kabelek w uchu, czy coś.
Ale nie.
Ten gościu po prostu, w środku siebie, pękał ze śmiechu 😂.
Najpierw cień uśmiechu, który coraz mocniej rysował mu się na obliczu. Rysy twarzy stopniowo miękły i radość wypłynęła w zmarszczkach oczu.
Rety, o czym on myślał, co sobie właśnie przypomniał?!
Plecy zaczęły mu się lekko trząść, i z trudem opanowywał wybuch śmiechu.
Łzy napłynęły mu do oczy, dłonią zasłonił usta i jeszcze bardziej odwrócił się do okna.
Zaczęłam się bezwiednie uśmiechać, też byście się uśmiechnęli :D.
Bałam się, że sama zacznę się chichotać, i dopiero będzie.
Czyjaś szczera i spontaniczna radość jest taka zaraźliwa!
A spróbujcie się opanować, zwłaszcza w sytuacjach niedozwolonych, w miejscach nieodpowiednich, gdy figlarna pamięć podsuwa nagle obrazy, które doprowadzają was do łez? Oto jest wyzwanie!
Łez radości, dodajmy.
Bo są też i inne łzy.
Pewnego dnia wracałam z uczelni do domu.
Szłam Płytą Główną Rynku w Krakowie.
Mijając Sukiennice, zobaczyłam tę dziewczynę.
W tamtym czasie, pod zadaszeniem Sukiennic, stały wtedy budki telefoniczne.
Wyglądało na to, że Dziewczyna właśnie skończyła z kimś rozmawiać przez telefon. Była totalnie rozbita i zdruzgotana. Stała bezradna, jakby nie wiedziała co ze sobą zrobić. Bezradna i zagubiona. Nie ruszała się z miejsca. Łzy bezwiednie płynęły jej po napuchniętej i zaczerwienionej od płaczu twarzy. Powoli podniosła dłonie i zakryła twarz.
Wszystko to zobaczyłam niechcący, po prostu przechodząc obok.
Stałam się mimowolnym świadkiem jej rozpaczy, wiec szybko spuściłam oczy. Przeszłam obok.
Ale nie umiałam tego tak zostawić.
W głowie mi zaszumiało.
Co za wiadomość właśnie odebrała? Co wywołało w niej takie łzy?
Jest tyle powodów do nieszczęść 😥.
Czy ktoś jej nagle zachorował? Nie dostała się na studia? Chłopak z nią zerwał? Ktoś ją zdradził? Ktoś umarł?
Nie mam pojęcia. Nie wiem tego do dziś.
Ale wtedy zadziałał impuls.
Przy sukiennicach stoją małe budki z kwiatami.
Krakowskie Kwiaciarki.
Szybko kupiłam mały bukiecik polnych kwiatów i zawróciłam do dziewczyny.
Stała tam nadal. Nie widziała mnie, chyba nic nie widziała. Płakała.
Chyba wtedy, po raz pierwszy w życiu miałam do czynienia z tak otwartą, bezradną, i nieskrywaną rozpaczą.
Podeszłam do niej i bez słowa podałam jej kwiatki. Podniosła na mnie zdziwione oczy. Uśmiechnęłam się do niej smutno, i ze zrozumieniem.
Od-uśmiechnęła się słabo. A ja się szybko oddaliłam, by nie zostać źle odczytaną. Nie chciałam być nachalna, ani napastliwa. Nie chciałam też jej zawstydzać świadomością, że ktoś ją widział, obserwuje czy ocenia. Nie chciałam, żeby poczuła się skrepowana tym gestem. Właściwie to nie wiem co ja sobie myślałam, działałam na impulsie, na odruchu. Cała akcja to były może minuty.
Kwiatki, uśmiech i moje odejście.
Nie wiem jak ona to odebrała, i czy jeszcze to pamięta.
Ja pamiętam.
Mam nadzieję, że tamte rany już się zagoiły.
Po tamtych pewnie, było dziesiątki innych, kolejnych ran.
Nic nie boli tak jak życie.
..
..
Jak się zachować, gdy czyjaś naga rozpacz odbiera nam jasność myśli, i zupełnie nie wiemy co ze sobą począć? Gdzie schować oczy, jak pocieszyć, jak podejść, czy podejść, czy odejść, by nie ranić dodatkowo?
Co powiedzieć? Czy nic nie mówić?
Co robić, co robić?!?
Byliście kiedyś w takiej sytuacji, że ktoś przy was wyje z rozpaczy jak zranione zwierze?
..
>"Niech nikt nie zbliża się do osoby o złamanym sercu,
chyba że sam miał je kiedyś złamane."
(Emily Dickinson)
Zawstydź się i po prostu wycofaj na palcach.
Niezauważony.
Albo podejdź i przytul.
Nawet bez słowa.
(..)
Na koniec jeszcze jedna buzia.
Moja ulubiona.
Pamiętacie oskarowy film "Absolwent", z genialną rolą Dustina Hoffmana?
Nie będę Wam teraz o nim opowiadać, bo to nie o tym jest ten temat.
Ale zerknijcie proszę na końcowe sceny tego dzieła.
Benjamin Braddock po brawurowej akcji, porywa swoją wybrankę spod ołtarza (ale jak! JAK!), i po ucieczce z kościoła, wpada wraz z nią do autobusu, mija zaszokowanych ubiorem Elaine współpasażerów, by wreszcie klapnąć z nią z tyłu pojazdu.
Autobus jedzie, zasapane ucieczką oddechy powoli się uspokajają, rozgorączkowane myśli krzepną, znana piosenka wypełnia przestrzeń.
I ta Jego Twarz! 💖
Ileż on ma na niej wymalowanych uczuć, emocji, fal myśli!!
Satysfakcja, radość, zwycięstwo, w głowie wciąż żywe obrazy aktualnego dnia, poczucie wygranej, trzepot serca, ulga i szczęście, i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze.
Za każdym razem nie mogę oderwać od niego oczu.
Kocham takie sytuacje.
Nie pada ani jedno słowo, ale wyraz czyjejś twarzy mówi nam wszystko.
Uwielbiam ludzi, którzy zatopieni we własnych myślach, rozluźniają mięśnie i emocje wypływają im na buzie.
Czasem jest to nikły uśmiech w kąciku ust.
Czasem radosne wspomnienie w czystym spojrzeniu.
Szczęśliwa chwila zarysowana w zamglonym oku.
Innym razem cień smutku, który zawisł na rzęsie.
Wisi ten cień, wisi - póki nie zamruga Powieka, i niechciana i mimowolna łza spłynie nam po policzku, a nerwowa dłoń, szybko i jakby gniewnie wytrze po niej ślad.
Powyższy tekst o Kolorach Naszego Życia, nawiązuje do konkursu polish.hive, pt: Malowana tęcza.
FOTKI:
pierwsza i ostatnia są moje (Kraków! 💜)
reszta pixabay