Do świata rzeczywistości wirtualnej AltSpace, przymierzałam się już jakieś trzy tygodnie przed imprezą HiveFest.
Ale do tematu podchodziłam jak pies do jeża.
Po pokonaniu pierwszej reakcji czyli: "nie mam gogli - odpadam", i przełamaniu pierwszego oporu: "jak to ja? w jakiejś dziwnej technologii? - nigdy",
i początkowego stanu zgnuśnienia starczego 😛 - przeszłam w etap zaciekawienia i stanu: "a co ci zależy - spróbuj, przecież niczego nie ryzykujesz."
Mocno zachęcana przez przyjaciół z czatu, motywowana przez @ewkaw (buziaki :) i ponaglana przez @gtg (pozdrawiam cieplutko :), zdecydowałam się wreszcie założyć konto.
Tak, dokładnie tak jak widzicie, założyłam konto "na płasko" :D, w wersji 2D, na moim (zalanym niegdyś kawunią), laptopie (pamiętamy :).
Początki były zabawne.
Po zalogowaniu się, dostajesz awansem mega wypasiony apartament na dachu jakiegoś wieżowca.
Taka meta to marzenie. Fajne, przestrzenne mieszkanie z ogromnym tarasem, z którego rozpościera się widok na jakąś metropolię z drapaczami chmur.
Być może jesteśmy w NY, kto wie.
Po zwiedzeniu swojej miejscówki, zaczynasz eksplorować przestrzeń.
Wchodzisz do dziwnego świata, nie wiesz jak się w nim poruszać, dokąd iść.
Jak dziecko naciskasz wszystkie guziki i jak dziecko błądzisz we mgle 😁.
Ale dzięki temu, za każdym razem nabywasz większej zręczności, rozeznania i orientacji: co do czego służy, i jak się to je.
No i tak sobie wchodziłam do świata VR co drugi, trzeci dzień, zwykle moim późnym wieczorem, i poszerzałam sobie horyzonty :).
Powoli zaczęłam rozeznawać, że w jednym świecie AltSpace istnieje tak naprawdę: Wiele światów.
Zaczynają przychodzić do nas powiadomienia o różnych imprezach i propozycjach, z których możemy skorzystać.
Widzimy całodzienny plan różnych eventów, na które można dołączyć: jakieś tematyczne konferencje i wykłady naukowe, prelekcje na poważne tematy ale i mitingi zupełnie na luzie, np. koncerty, występy karaoke, stand-upy, i inne imprezy towarzyskie. Organizowane są spotkania na przeróżne tematy związane też z jakimś hobby, zajęcia na temat Sztuki, Muzyki i Filmu.
Było także zaproszenie do Świata Hive (a jakże!), czyli cykliczna prelekcja prowadzona przez @themarkymark'a.
Innym razem wpadłam na bardzo ciekawą konferencję, na coś w rodzaju psychoterapii grupowej, w której ludzie opowiadali o swoich doświadczeniach, trudnościach i wyzwaniach związanych z pandemią, kwarantanną i rozłąką z bliskimi.
No i oczywiście AltSpece to miejsce na spontanicznie organizowane gry i zabawy, czy po prostu strefa służąca do spotkań ze znajomymi.
Wyobrażałam sobie, że np. grupa znajomych, zamiast wykonać do siebie telefon, skrzykiwała się na VR i tam wspólnie spędzali sobie czas.
Niekiedy wchodziłam do jakiegoś świata zupełnie przypadkiem, i trafiałam na jakieś przedziwne spotkania towarzyskie.
Ukrycie za awatarem zapewnia anonimowość, czasem nadmiernie ośmiela, ale i daje komfort.
Możesz bez przeszkód nawiązywać nowe relacje; rozmawiać, odpowiadać, słyszeć rozmowy innych, albo uczestniczyć w imprezach jako obserwator.
Możesz także pisać wiadomości prywatne, czyli odpowiadać w takiej chmurce, czymś w rodzaju SMS-a. Ewentualnie wysyłać w przestrzeń emotka.
Na niektórych konferencjach, organizator wymagał wyciszenia się, (co zrozumiałe), ale uczestnicy wciąż mogli wysyłać wirtualne oklaski czy serduszka.
W VR spotkałam dziwnych i śmiesznych ludzików.
Często te osoby do nas zagadują, nawet próbują zaczepić fizycznie (do pewnego stopnia da się, np. walnąć śnieżką :).
Gdy nie reagujesz (a ja miałam częste problemy z odbiorem dźwięku, wiec nie wiedziałam co do mnie mówiono), to wtedy wysyłają Ci krótkie wiadomości, zapraszają do znajomych itd.
Zatem możesz tam sobie zbudować grono przyjaciół, trafić w danym pokoju na ludzi o podobnych zainteresowaniach.
i przepiękny widok na oddalone miasto.
fajerwerki w bonusie.
Ogólnie to interesująca alternatywa do rzeczywistości, takie nowe/inne social media.
Dla mnie to bardzo ciekawy eksperyment psychologiczny i sposób na przełamywanie moich oporów introwertyka.
da się! - wpadasz do wody razem z ubraniami.
(na fotce Rozku robi rolling eyes)
No i w końcu nastał długo wyczekiwany HiveFest.
Pomimo przeróżnych, technicznych trudności (tak jak wspominałam, przez cały ostatni tydzień nie miałam tam dźwięku, tzn. pardon, inaczej:
dźwięki wszystkich światów słyszałam perfect, (co właśnie było przedziwne), natomiast zupełnie nie mogłam słyszeć głosów uczestników, ani oni mnie 😥)..
Finalnie (na zagarniętym przez pożyczenie sprzęcie męża), szczęśliwie udało mi się skorzystać z niemal całego programu!
Częściowo odsłuchanego na scenie głównej, częściowo w przekazie na żywo emitowanym na YT.
wydający tę plakietkę, którą później nosiliśmy dumnie na szyi
Jestem pod wrażeniem wysiłków organizatorów, którzy dokładali wszelkich starań, by program był tak urozmaicony tematycznie.
Co prawda, tyle godzin wykładów (zachrzaniających jeden po drugim) nieco nużyło, ale można było sobie w każdej chwili zrobić przerwę, pochodzić po światach, pójść po kawunie, pozwiedzać pokoje przygotowane na HiveFest i wrócić na punkt, który mocniej nas interesował.
Cały rozkład zajęć (czyli plan lekcji 😛), wisiał w każdym sensownym miejscu i łatwo było sprawdzić godzinę, temat i imię kolejnego wykładowcy.
Zatem, jak już wspominał w swoich postach @hallmann, znikaliśmy czasem w apartamencie @ewkaw, żeby napić się szampana, pozjeżdżać na zjeżdżalni, no i przede wszystkim: pobawić się z Kotkami 💜.
TYLKO NIE JA 😝
(koniecznie wpadnijcie do Ewki na głaskanie kotów, to bardzo gościnna dziewczyna!)
Oczywiście nie obyło się bez różnych zakłóceń, ale pierwsze Koty za płoty 😻.
Wyobrażam sobie ile pracy i wysiłku trzeba było włożyć w zaplanowanie takiego eventu.
Fajnie że Organizacyjny Team się nie poddał, i pomimo trudności i przedziwnego roku #2020, w którym wszelkie takie podróże byłyby niemożliwe, (albo mega utrudnione), ta coroczna impreza -mimo wszystko- miała szanse się odbyć!
I każdy mógł dołączyć, nawet taka technologiczna fujara jak ja.
@roelandp robił co mógł, by wszystko odbywało się płynnie i bez zakłóceń. W czasie przerw technicznych zabawiał nas historyjkami, a nawet podśpiewywał. Przez chwile mogliśmy nawet usłyszeć jego małego domowego Asystenta.
Cieszę się, że mogłam poznać wiele nowych twarzy, oraz pogłębić znajomości osób znanych mi już wcześniej jedynie z postów.
Fajnie było się z niektórymi ludzikami "zobaczyć" wirtualnie, ale usłyszeć naprawdę :)
Mogliśmy trochę pogadać, posłuchać razem muzyki, powędrować po światach.
Ciekawe i dające do myślenia doświadczenie.
(prawie się NIE zmieścił w kadrze)
Oczywiście można mieć tutaj przeróżne wnioski.
Po pierwsze:
Moje doświadczenia w VR, uzmysławiają mi, że wizje znane nam z filmów SF, mogą być bliższe realizacji, niż myślałam.
Nie trudno jest mi sobie wyobrazić jak mocno taki świat wciąga i wkręca.
To takie powolne urzeczywistnianie prognoz z Czarnego Lusterka.
W filmach SF, życie bohaterów przenosi się do rzeczywistości wirtualnej, i istnieje prawdziwe ryzyko, że można chcieć zacząć żyć bardziej w ekranie niż w realu.
Zwłaszcza, że w tym świecie można wszystko. Wszystko to, czego nie mamy na codzień.
Te światy powstają codzienne nowe i nie mają ograniczeń ("the sky's the limit")
Z pewnością jest to prawdziwe zagrożenie dla naszych dzieci.
(Obserwuję to u własnego synka. Świat elektroniki wciąga go całkowicie, mógłby z niej nie wychodzić, i gdyby nie miał na to ustalonych limitów, to nie miałby czasu nawet zjeść czy się napić.
Całkowicie pochłonięty jest wtedy problemami wirtualnych hipków, plansz do przebycia, leveli do pokonania. Czasem do niego wołam "ziemia do marsa!", ale widzę, że mój głos ledwo się do niego przedziera.)
Z drugiej strony:
Wszyscy wiemy jaki rok (powoli) mamy za sobą.
Pandemia, przymusowa kwarantanna, izolacja, nauczanie hybrydowe i praca zdalna.
Wiele naszych codziennych zajęć automatycznie przesunęła się w wersje online. W komputerze mamy Skype, Zoom, znajomych, szkołę i pracę.
Przez komputer zamawiamy jedzenie, robimy zakupy ubraniowe, gospodarcze i wszelakie. Przez internet kontaktujemy się z bliskimi, którzy są oddaleni fizycznie, (bo np.mieszkają daleko), bądź "oddaleni" przez ograniczenia wirusowe.
Czy zatem nie warto rozważyć możliwości jakie daje VR, i użyć ich maksymalnie pozytywnie?
Kierunek tego rozwoju jest nieuchronny i nieodwracalny.
I z pewnością jest wiele dziedzin, w których daje to nowe opcje.
Możesz pobyć w świecie wydumanym, czarodziejskim, i zupełnie odjechanym.
Ale także możesz pozwiedzać światy istniejące naprawdę, ale totalnie niedostępne dla nas, bo:
-jesteśmy na takie odwiedziny zbyt zajęci (dom, praca, trójka dzieci, kredyt),
-nie mamy tyle odwagi (wspinać się po Alpach);
-nie stać nas finansowo (wakacje na Bali);
-nie mamy odpowiedniego zdrowia (np.osoby niepełnosprawne)
itd.
A w Rzeczywistości Wirtualnej, która często przewyższa swoim pięknem prawdziwy szary Real - MOŻNA PRAWIE WSZYSTKO.
Poza tym jeszcze ciągle stwarzane są nowe kosmosy projektowane przez samych użytkowników:
CZEGO TAM NIE MA!
Wszystko jest.
Wybuchające wulkany, kosmiczne przestrzenie, wysokie góry, latające krokodyle, wysuszone pustynie, i ziejące ogniem smoki.
Światy Tętniące życiem, dźwiękami,i wibrujące kolorami.
Światy do złudzenia przypominajce real, i światy nie przypominające niczego co istnieje naprawdę.
Ach, i byłam na fantastycznym trans-koncercie. We czwartek, późną nocą.
Ludzie przychodzili sobie potańczyć, poskakać, serio: pokręcić się na klubowym parkiecie.
Tacy biedni, cały rok bez klubów, festiwali i koncertów, wyposzczeni na maksa.
Co zrobić panie, nic nie poradzimy.
DJ-je byli super, naprawdę polecam.
Zarejestrujcie się, przyjdźcie i sprawdźcie sami. Można tam wpaść w każdej chwili i zawsze coś się dzieje.
Moja ocena jest -przypominam- jedynie z perspektywy płaskiego ekranu.
Mogę sobie jedynie wyobrazić: o ile bardziej wciąga odczuwanie tego świata w wirtualnych goglach.
(..)
PS:
a poza tym GRUDZIEŃ.
22 grudnia.
Udajemy, że nie pamiętamy.
Staramy się go jakoś ignorować.