MIŁOŚĆ DO MUZYKI

MIŁOŚĆ DO MUZYKI ...

5 years ago, comments: 21, votes: 94, reward: $2.45




MIŁOŚĆ DO MUZYKI


5d42b761_32a7_49e3_9e06_1a5a4e71e44b.jpg



Czy ktoś wie, gdzie i kiedy zaczyna się miłość? Miłość do muzyki?
W łonie matki? W kosmosie?
Co sprawia, że na dźwięki reagujemy dreszczem, uśmiechem, smutkiem, wzruszeniem, łzą?
Żyjemy w świecie pełnym wyborów, otoczeni pięknem i rozmaitością.
Tylko przebierać, wybierać, dobierać i doceniać.

Czy to nie wspaniałe, że mamy taką różnorodność muzyki? I każdego porusza coś innego?

Istnieje tak wiele różnych gatunków muzycznych, tak wiele przeróżnych instrumentów, dźwięków, melodii i możliwości aranżacji.
Możemy muzykę tworzyć i konstruować, bawić się tonacją i tempem.. Nadawać jej puls.. kreować nowe ścieżki i wywoływać emocje.
Komponować przekaz, i melodią malować obrazy.

Choć przecież gama jest wciąż ta sama!
Skończona, niezmienna. Oktawa to ciągle te same 8 klawiszy.
Nie 7 i nie 9. OSIEM.
Czy to nie jest oszałamiające, jak wiele możliwości daje tych 8 klawiszy?

Albo pomyślmy: taki np. instrument perkusyjny.
Czyli taki rodzaj instrumentu, w którym źródłem dźwięku jest drganie. Odbieramy/odczuwamy je nie tyle w uchu, co gdzieś wewnątrz nas.
Jakie emocje wywołują w Was afrykańskie bębny, albo japońskie Taico? Albo Hang-Drum (obczajcie to sobie).
Bębny te - nie tyle słyszymy - co wyczuwamy (w okolicy brzucha), jeśli wiecie co chcę powiedzieć. Tak jakby dźwięk wydobyty z naciągniętej i poruszonej membrany, wibrując docierał do naszego ciała, i rezonował nam w samym sercu 💕. I powodował migotanie przedsionków :).

A przecież dźwięk bębna może być wywoływany na wiele różnych sposobów - uderzenie innej części instrumentu (pałką, szczotką, pędzlem lub dłonią lub też potrząsaniem całym instrumentem) - za każdym razem wyda inną tonację, i za każdym razem ten dźwięk odebrany będzie inaczej.



Muzyka jest dla mnie jednym z dowodów na istnienie Boga.
Nie tylko dowodem na Jego istnienie, ale i dowodem na Jego poczucie piękna i umiejętności kompozycji. Potwierdzeniem Jego artyzmu i miłości. Świadectwem Jego kreatywności i bezinteresowności.
Jest także dowodem na chęć podzielenia się z ludźmi możliwościami sprawczymi.
Stwórca sam kreuje, ale pozwala innym bytom na podobny rodzaj satysfakcji. Satysfakcji z tworzenia.
Muzyka jest aktem łaski i dobroci dla człowieka.
Piękny, piękny dar.




Miałam jakieś 8 lat, gdy rozpoczęłam swoją edukację muzyczną.
Rodzice zapisali mnie do Szkoły Muzycznej, w której spędziłam kolejnych 6 lat swojego życia. Po pewnym czasie i wielu staraniach dostałam też własne pianino.
Codziennie po lekcjach w Szkole Podstawowej, przepakowywałam plecak i w pośpiechu pędziłam na zajęcia do Szkoły Muzycznej. Miałam tam lekcje do późnego wieczora.
Moim podstawowym instrumentem był fortepian.


0dd3404e_7859_4fa8_95b2_761fae61817f.jpg

Nie pamiętam jak łączyłam te dwie szkoły i kiedy odrabiałam zadania domowe.
Pamiętam za to żmudne palcówki (nie ślinić się, tak się nazywały ćwiczenia wyrabiające sprawność palców na klawiaturze) i pamiętam długie godziny spędzane na graniu etiud.
Pamiętam zazdrość dziecka, gdy inni rówieśnicy szli pozjeżdżać z górki na sankach, a ja musiałam iść do szkoły na popołudniowe zajęcia.
Tak było, nie ma się co oszukiwać :D

Ale bywały też chwile niezwykłe.
Gdy podczas jakichś przypadkowych sytuacji, np. podróży z przyjaciółmi w obcych stronach świata, trafiałam w mieście na stojący gdzieś w rogu opustoszałej hali fortepian, i mogłam przy nim usiąść i zagrać. A dźwięki odbijały się echem o puste ściany.

Fortepian był moim instrumentem głównym, ale miałam też mnóstwo innych dodatkowych zajęć w kanonie wymaganym przez Szkołę. Uczyłam się zatem grać na flecie poprzecznym (uwielbiałam), miałam zajęcia chóru i z teorii muzyki. Poza tym pisanie własnych wprawek muzycznych, kształcenie słuchu, ćwiczenia z rytmiki, analiza dzieła muzycznego, nauka akompaniamentu oraz lekcje z historii różnych gatunków muzycznych.

Moja Szkoła Muzyczna mieściła się w pobliżu Rynku Głównego w Krakowie, na ulicy Basztowej.


2759e958_f68b_4fff_ae33_b8b83922bc56.jpg


bb54758f_c577_487a_bd89_9da78c990603.jpg

Pomimo wielu spędzonych tam lat, miejsce to pozostało dla mnie niezwykłe i tajemnicze. Pamiętam mroczne wnętrze Bramy, kręte, skrzypiące schody, i ogromne parapety na półpiętrach.
Pamiętam wysokie sufity ogromnych Sal i wspaniałą akustykę wszystkich pomieszczeń. Przechodząc korytarzem szkolnym, mijało się całą kakofonię muzyki, śpiewu i wszelakich dźwięków, dochodzących nas z każdej klasy.
Podejrzewam, że ten fragment krakowskiej ulicy, aż drżał od wibracji :)

Każdy rok szkolny kończył się egzaminem końcowym czyli koncertem w wypełnionej gośćmi Głównej Auli Szkoły. Do dziś pamiętam ten rodzaj stresu, gdy jako mala dziewczynka czekałam na korytarzu na swoją kolej. Ech, późniejsza matura to przy tym rurka z kremem :)

A propos ciastek :) to mieliśmy tam w szkole, na ostatnim pietrze małą Cukierenkę, w której od czasu do czasu kupowałam ciastka.
Innym mocnym wspomnieniem pozostała mi w głowie historia z papierosem.
Kiedyś, gdy czekałam na zajęcia siedząc sobie na jednym z głębokich parapetów okna, podszedł do mnie jakiś sporo ode mnie starszy chłopak i zaprosił "na kawę".
Gdy odmówiłam, zgasił mi na dłoni papierosa.



No dobra, pora docisnąć pedał szczerości do dechy i napisać:
co tak naprawdę zmotywowało mnie do wyboru takiej Szkoły.
Zatem:
ogromnie(!), bezgranicznie mocno - wiecie tak bardzo-bardzo :), pragnęłam nauczyć się grać tego kawałka:





No i się nauczyłam :)
A pianino do dzisiaj stoi w korytarzu mojego rodzinnego domu 💕.



Tekst ten zgłaszam do bieżących Tematów Tygodnia #65, jako nawiązanie do frazy stworzony przez Boga w akcie łaski i dobroci, ("De opificio mundi", temat 2).




ŹRÓDŁA FOTEK:
pixabay
wikipedia.org
aw4piano.free.fr