W sumie bardzo lubię wszystkie cztery pory roku.
Miło, że są.
Urozmaicają nam życie, tworzą nową aurę i tło różnych życiowych wydarzeń, zmieniają nam (szeroko pojętą) atmosferę wokół naszej codzienności.
Pory roku zmuszają nas do refleksji nad przemijaniem, nad szybkością upływającego czasu.
Są nawet pewnym unaocznieniem Całego naszego życia.
Mówimy np. do dziecka: "ile masz lat, skarbie?" Albo pytamy: "a ile Pański piesek liczy sobie wiosen? Albo: "ciocia Zosia weszła już w jesień życia".
W sumie tylko o "zimie" mówimy jakoś niechętnie 😔.
Poza tym, każda z pór roku ma swoją odrębną energię, motorykę i puls, który niewątpliwie udziela się też nam.
Ciekawe, że niegdyś ludzie żyli mocno wkorzenieni w tryby życia Ziemi. To ona decydowała o tym, czym się zajmowali. Ludzie wstawali razem ze świtem, i wraz ze zmierzchem kładli się spać. Były pory zasiewu, wzrostu i dojrzewania, a później pory żniw, zbiorów i magazynowania na zimę. Człowiek był bardziej zżyty z naturą i mocno odczuwał każdą zmianę, która w przyrodzie następowała.
Wracając do pór roku.. :)
Chociaż zdecydowanie najbardziej kocham wiosnę, to jednak chyba nie chciałabym żyć tylko wiosną.
W jednej porze roku, w jednej - niczym nie przełamanej - monotonii.
Wiec nie tylko o zimę, samą w sobie - tu chodzi.
Od pewnego czasu mam kiepskie skojarzenia z grudniem.
Jakoś tak się w moim życiu składało, że wiele przykrych strat doznałam właśnie grudniową porą.
Ciężko się żyje z tymi skojarzeniami, które tak mocno wrosłe, przynoszą wspomnienia smutnych chwil, oraz ich późniejszych konsekwencji.
Zatem, jeśli to tylko możliwe, staramy się w grudniu, na czas końcówki roku, uciec z miasta.
Nie chcemy widzieć choinek, komercyjnych wystaw i rozgorączkowanych świętami ludzi. Nie chcemy słyszeć kolęd, bezmyślnych świątecznych sloganów i tępo powtarzanych życzeń; wreszcie nie chcemy słyszeć sylwestrowych wystrzałów itd.
Wszystkie te wymienione okoliczności, wywołują u mnie jedynie przykre skojarzenia, powodują nerwowość i drażliwość.
Zatem, jeśli to możliwe, pryskamy z miasta w dzicz i po prostu próbujemy udawać, że nic się nie stało.
Mamy na Florydzie pewne miejsce, do którego lubimy wracać.
Muszę przyznać, że osobiście nie przepadam za gorącem, nie dla mnie smażenie się na plaży, mocne słońce potwornie mnie męczy. Zdecydowanie wolę podziwiać lato ze strefy cienia i lubię, gdy subtelne ciepło przełamane jest lekkim wiaterkiem.
Floryda, dla osób takich jak ja - może być wyzwaniem.
Ale spokojnie. Floryda - całorocznie upalna - w grudniu jest całkiem do zniesienia 🙃.
Zimą na Florydzie panują przyzwoite i przyjemne temperatury wiosenne :). Takie 23-28'C stopni.
Idealnie.
Poza tym, miło jest zmienić zimową, śnieżną aurę (z szalikami, katarami i anginami), i przez kilka dni poczuć wytęsknione ciepło lata, włożyć krótkie spodenki i pospacerować boso po piasku.
W grudniu.
Nasz domek, który wynajmujemy (wspólnie z zaprzyjaźnioną grupką przyjaciół), znajduje się na samym cypelku Wyspy Captiva. Tuż nad Zatoką Meksykańską.
Po wylądowaniu w Fort Myers, zwykle wynajmujemy samochód i dojeżdżamy do naszej chatki, by przez kilka dni z rzędu, nie robić NIC 😃.
Chałupka ta jest postawiona na samej plaży, wokół są jedynie krzaczory i drzewa.
Z jednej strony domku żwirowa ścieżka prowadzi prosto nad wodę, z drugiej strony zbudowano zacieniony basen, (największa atrakcja dla naszych dzieci.)
Wspaniale jest się tak odłączyć od zewnętrznego świata.
Ponapawać się ciszą i spokojem tego miejsca.
Odpoczywamy wsłuchując się w miarowy oddech oceanu, a szum fal łagodzi splątane myśli.
Odpoczywamy słuchając krzyków morskiego ptactwa, klekotania plażowych krabów (nawet nie wiem jak nazwać ten specyficzny odgłos szybkiego poruszania się krabów po piachu :).
Cieszy nas bryza znad wody.
Łazimy sobie po plaży, siedzimy na tarasie, wgapiamy się w zachodzące słońce, pijemy wino, rozmawiamy do późnych godzin nocnych.
Dopiero po kilku dniach relaksu, jesteśmy gotowi na dalsze wędrówki; zwiedzanie okolicznych plaż, wycieczki do sąsiednich miasteczek, odwiedziny naszych ulubionych miejsc.
..
Ale o tym będzie już w kolejnym odcinku.